piątek, 2 września 2016

Edukacja XXI wieku blaski i cienie, progi i bariery.- odsłona siódma.


Szkoła nie uczy najważniejszej rzeczy
Łatwo jest narzekać na szkołę. W końcu tyle osób narzeka: uczniowie (bo nuda i bezsens), rodzice (bo dzieci mają tyle prac domowych, siedzą ciągle w książkach) i nauczyciele (bo program przeładowany, papierologia, błędy w podręcznikach). Jest jednak jeden problem, który nurtuje mnie dość mocno. Szkoła uczy nas wielu rzeczy, rozwija wiele kompetencji, oprócz jednej z najważniejszych. W tym wypadku wymaga od uczniów, żeby opanowali ją sami, rozwijali i doskonalili w domowym zaciszu, bo na lekcjach raczej się o niej nie mówi.

Uczenie się  to ważna umiejętność, kluczowa dla rozwoju osobniczego i, w konsekwencji, dla przetrwania gatunku. Z ewolucyjnego punktu widzenia umiejętność uczenia się jest konieczna do przeżycia. Tak u zwierząt, jak i u ludzi (wiem, też jesteśmy zwierzętami) jest rozwijana i wykorzystywana cały czas, bo uczymy się całe życie. Pojawia się więc pytanie:

Dlaczego szkoła nie uczy nas tego, jak się uczyć skutecznie?


Teoretycznie uczniowie wiedzą, że czytanie w kółko tego samego średnio przekłada się na przyswojenie informacji, już nie wspominając o głębszym zrozumieniu tematu. Jedni próbują znaleźć lepszy sposób, inni sfrustrowani niepowodzeniami, stwierdzają że nauka nie ma sensu. Możemy narzekać, że młodzi ludzie są leniwi, albo zwyczajnie im pomóc. Przede wszystkim uświadomić, czym jest uczenie się - że to realne, fizyczne zmiany w naszym mózgu, tworzenie się połączeń nerwowych. Proces, który przekłada się na to, że wiemy i pamiętamy (tyczy się to tak samo tekstu ulubionej piosenki, jak i motywów literackich w “Panu Tadeuszu”). Zrozumienie istoty sprawy to dopiero punkt wyjścia. Potem przychodzi moment na zaakceptowanie tego, że nauczyciel ma jedynie pomóc, a nauczyć każdy musi się sam (nikt za nas tych połączeń przecież nie wytworzy).


Ale czy samodzielna nauka u wszystkich wygląda tak samo?

Każdy z nas ma podobny model budowy (głowa, ręce, nogi..) ale każdy z nas jest inny. Tak samo z mózgiem: teoretycznie wszystkie są bardzo podobne, w praktyce - każdy jest unikalnym systemem zawierającym inną kombinację różnych informacji. Uczenie się polega m.in. na łączeniu nowych informacji ze starymi, już znanymi - a co, jeśli każdy z nas ma te “stare informacje” ułożone w głowie nieco inaczej? Wydaje się logiczne, że w konsekwencji każdy będzie zapamiętywał w nieco inny sposób. Jest to pozornie oczywiste, ale nieświadomość tych zależności czasem jest podstawą nieporozumień i rosnącej frustracji.

Warto wspomnieć także o tym, że tak jak istnieją różne typy osobowości, tak mamy również różne typy przyswajania informacji: wzrokowcy wolą mieć wszystko rozrysowane, słuchowcy chętniej przedyskutują jakiś temat, kinestetycy nie dadzą rady wysiedzieć w bezruchu, bo pomaga im gestykulacja.

Jeśli uczniowie zobaczą, że jest więcej niż jeden sposób na przyswajanie informacji, będą chcieli sprawdzić, jaki jest dla nich najlepszy. Możemy im w tym pomóc, podsuwając np różne rodzaje mnemotechnik: tworzenie map myśli czy asocjogramów, układanie rymowanek, dziwne skojarzenia - wszystko jest dobre jeśli pomoże zapamiętać.

No dobrze, ale kto kiedy i jak powinien uczyć o uczeniu się?

To dość problematyczne pytanie. Czy o uczeniu się można porozmawiać na godzinie wychowawczej? A może zorganizować kilka dodatkowych zajęć pozalekcyjnych, w ramach małego kursu? Czy też każdy nauczyciel powinien dbać o tę kwestię osobno? Każde rozwiązanie będzie dobre, jeśli tylko pomoże uczniom lepiej poznać swoje potrzeby i preferencje. Dużo w tej kwestii zależy oczywiście od konkretnej szkoły i nauczycieli. Do tej pory z łezką w oku wspominam moją nauczycielkę angielskiego w gimnazjum - to była pierwsza (i chyba jedyna) osoba, która na każdych zajęciach przemycała jakieś mnemotechniki. Była mistrzynią wykorzystywania dziwnych skojarzeń, mimiki i gestykulacji. Jej metody działały, bo nie dość, że skupiały uwagę całej klasy (czasem wyliśmy ze śmiechu), to naprawdę pozwalały bezboleśnie przyswajać słówka! Do dzisiaj pamiętam, jak mieliśmy zapamiętać słówko rubbish (śmieci): “wyobraźcie sobie że stoicie na wielkim wysypisku z grabiami. I ty grabisz ten rabisz, grabisz i końca nie widać”. Dzięki temu nauczyłam się wykorzystywać wszystkie dziwne skojarzenia do nauki, nie tylko angielskiego.

Nie ważne czy na biologii, po lekcjach, na kursie czy korepetycjach, albo w domu - jeśli wytłumaczymy, czym jest uczenie się, podpowiemy jak można usprawnić ten proces albo chociaż wskażemy gdzie szukać dodatkowych informacji na ten temat - na pewno przyniesie to pozytywny skutek. Nauka stanie się mniej bolesna, będzie przychodzić szybciej i łatwiej, a wiedza zostanie w głowie na dłużej. Więc może warto zacząć? ;)

Autorka tekstu :
Olga Rodzik. z wykształcenia biolog molekularny. Na co dzień udziela korepetycji z biologii i bardzo to lubi. Poza tym sporo czyta, jest uzależniona od seriali i uwielbia góry. Prowadzi bloga Pani od biologii 


PS. Jeszcze raz dziękuję Oldze za udział w projekcie i nadesłany tekst, a Was Drodzy Czytelnicy zachęcam do dzielenia się spostrzeżeniami na jego temat Anne 18.
 

1 komentarz:

  1. mało kto lubi się uczyć na siłę :) Dużo zależy od różnych uwarunkowań. Jeśli np. nauczyciel jest fajny, kreatywny i z odpowiednim podejściem do dziecka, to i uczeń będzie chętnie przyswajał wiedzę. Ale niestety coraz mniej jest takich osób z prawdziwą pasją.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku. Witaj na blogu Książki Warte Przeczytania. Dziękuję, że tu zajrzałeś i przeczytałeś to, co dla Ciebie napisałam. Jeśli masz ochotę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Anne 18.