czwartek, 29 sierpnia 2013

129. Sherryl Woods Skrawek nieba.

  • Tytuł oryginalny: A Slice of Heaven
  • Tłumaczenie: Anna Bieńkowska
  • Wydawnictwo:Mira
  • Rok wydania: 2009,2013
  • Oprawa: miękka 
  • Ilość stron: 364
  • Gatunek:  powieść obyczajowa.



Letni, wakacyjny czas sprzyja sięganiu po nieco mniej ambitną literaturę. Do tej grupy książek należy niedawno wydana w naszym kraju powieść Sherryl Woods. Wspomniana pisarka ma na swoim koncie kilkadziesiąt romansów i książek z wątkiem kryminalnym w tle. Amerykanka w przeszłości pracowała jako dziennikarka a teraz w wolnych chwilach chodzi  do teatru, gra w tenisa i zajmuje się ogrodem.
A co przygotowała dla swoich czytelniczek? 

„Skrawek nieba” to książka, dzięki której czytelnicy i czytelniczki przenoszą się do niewielkiego miasteczka. Przy okazji poznają Danę Sue oraz Anne, matkę i córkę. Pierwsza z kobiet przekonała się czym jest zdrada, postanowiła o tym zapomnieć i całe dnie spędza w klubie i restauracji, którą niedawno otworzyła. Pochłonięta obowiązkami, nie zauważa, że jej ukochana córeczka tak bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Dopiero w sytuacji zagrożenia,  decyduje się schować dumę do kieszeni i jako pierwsza dzwoni do byłego męża z informacją o stanie zdrowia ich dziecka. Czy wspólna walka o dobro dziewczynki na nowo zbliży do siebie dwójkę, która jeszcze niedawno rozstała się w gniewie? Czy Anne pokona chorobę a  mama wybaczy ojcu błąd jaki popełnił? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w powieści.

Pozycja literacka, którą dzisiaj recenzuję to typowa powieść dla kobiet i o kobietach. Jej bohaterki  przeżywają lepsze i gorsze chwile, płaczą i śmieją się, czyli tak jak w prawdziwym życiu. Nastolatka cierpi, bo jej tata już z nimi nie mieszka a ten, który jej się podoba traktuje ją jak siostrę. Do tego dochodzą  problemy zdrowotne i wieczne pretensje do  matki. Trochę za dużo jak dla jednej dorastającej  dziewczyny. Amerykanka w swojej powieści dotyka  problemu, z którym w dzisiejszych czasach zmaga się całkiem spora grupa młodych dziewcząt. Obsesyjna chęć odchudzania się prowadzi do anoreksji i o tym też Woods pragnie swoim czytelniczkom przypomnieć. To duży atut powieści. Mimo, iż cała historia jest nieco przewidywalna i szablonowa, to  i tak czytało się ją całkiem przyjemnie. Małe miasteczko, w którym wieści rozchodzą się z prędkością światła, to właśnie w takim uroczym miejscu możemy się znaleźć czytając  ten utwór. To nie typowy romans , gdzie znajdziemy tylko miłość i nic więcej. Książka ta opowiada nam przede wszystkim o rodzinnej tragedii, która zmieniła wiele w życiu nie tylko tej, która ucierpiała najbardziej, ale także jej bliskich. To powieść o nastoletnich problemach, kompleksach i próbie "cofnięcia czasu", naprawienia tego co złe. Ostatnio w jednej z książek przeczytałam takie oto zdanie „Miłość nie daje drugiej szansy.”  Ta pozycja zdaje się przeczyć temu stwierdzeniu i utwierdzać nas w przekonaniu, że czasem jednak warto wybaczyć i wyciągnąć rękę na zgodę. „Skrawek nieba” potwierdza, jak ważną rzeczą jest w tym wypadku kobieca przyjaźń. W chwilach słabości, nasze bohaterki mogły na siebie liczyć i wszystko sobie powiedzieć. Plusem książki jest nie tylko plastyczny język i wciągająca fabuła, ale także jej okładka. Lektura na jeden, góra dwa wieczory z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Myślę, że czasu z nią spędzonego nie mogę uznać za stracony. Jeśli udało mi się zainteresować też Ciebie, to zapraszam do lektury.

Za możliwość  przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu  Mira.
 Książka  zaliczana do wyzwań : 
  • 52 książki 2013. 


  •   Czytamy powieści obyczajowe . 



piątek, 23 sierpnia 2013

128. Piotr Kraśko Francja świat według repotera.




  • Wydawnictwo: G+J
  • Rok wydania: 2011
  • Oprawa: miękka 
  • Ilość stron: 93
  • Gatunek: reportaż 

Piotr Kraśko. Czy jest ktoś, kto nie zna tego dziennikarza i prezentera? Jeśli tak, to przypomnę, że jest on jednym z gospodarzy głównego wydania Wiadomości. W przeszłości  relacjonował najważniejsze wydarzenia z Rzymu, Waszyngtonu, Londynu, Afryki czy Azji. Był także w Japonii, a 10 kwietnia 2010 r. zrelacjonował wydarzenia tuż po tragicznej katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Te wszystkie wyprawy zaowocowały wydaniem serii książek pt. „Świat według reportera”. Każda z nich daje nam możliwość, aby choć na chwilę, przenieść się w miejsce, które znamy jedynie z telewizji czy gazet.


Pierwszą powieścią z tego cyklu po jaką sięgnęłam, była ta dotycząca Francji. Kraj ten, od zawsze kojarzył mi się z rewolucją i dość dziwną kuchnią. Jego język brzmi jak poezja, a historia też ma w sobie wiele tajemnic. Dziennikarz pokazuje państwo ze stolicą w Paryżu od trochę innej strony. Książka ta, to nie przewodnik po francuskich miasteczkach, lecz dziennikarskie zapiski, anegdoty i ciekawostki. Czego można dowiedzieć się z tej niewielkiej książeczki? Kilku rzeczy. Poczytamy między innymi o francuskich restauracjach i cenach oraz zwyczajach jakie tam panują. Cofniemy się do czasów panowania Marii Antoniny, rewolucji i odsieczy wiedeńskiej. Uzyskamy też odpowiedź na pytanie, dlaczego tamtejsi  obywatele udają, iż nie znają języka angielskiego? Jest tam też kilka polskich akcentów, ale aby nie odbierać Wam przyjemności z czytania, nie napiszę o co, ani o kogo dokładnie chodzi. Wszystkiego tam po trochę. Jest odrobina historii, szczypta kultury oraz polityki. Dziennikarz najbardziej skupia się jednak na tamtejszej kuchni. Pisze o specjałach typu  rogaliki, trufle czy żabie udka. Pokazuje, jak ważny jest dla Francuzów ten aspekt życia. Przedstawia ich jako niekwestionowanych mistrzów sztuki kulinarnej, którzy celebrują każdy posiłek, starają się, aby był idealnie dopracowany i smakował wszystkim, nawet najbardziej wybrednym gościom. Swoją drogą przyznam szczerze, że nie miałam pojęcia, iż Francuzi mają takiego hopla na punkcie jedzenia i własnych restauracji. Książka zawiera sporo  fotografii ilustrujących nam to, o czym chwilę wcześniej mieliśmy okazję czytać. Została napisana lekkim, typowo dziennikarskim stylem. Czasami podczas czytania miałam wrażenie, że autor zbiera informacje do materiału, który będę mogła obejrzeć w serwisie informacyjnym. Może to zabrzmi śmiesznie, ale oczami wyobraźni już widziałam tę relację na szklanym ekranieJ. Autor spisał się całkiem dobrze, choć tytuł mógłby sugerować, że książka jest reportażem z prawdziwego zdarzenia, że pan Piotr poprowadzi nas palcem po mapie i pokaże nie tylko restauracje, ale także inne ciekawe miejsca i oblicza Francji (zabytki, literatura, historia czy mentalność mieszkańców). Tego zabrakło mi tutaj najbardziej. Mamy co prawda dość ciekawą opowieść, ale dobrze brzmiący tytuł serii sprawił, że oczekiwałam czegoś więcej. Chociaż to pierwsze spotkanie z pisarstwem Piotra Kraśki nie było do końca udane, to i tak mam ochotę sięgnąć po kolejne jego książki. Chcę znów na kilka godzin wybrać się w podróż do któregoś z europejskich, i nie tylko, krajów.
  
Napisałam kilka słów o minusach, a czy znajduję jakieś atuty tej pozycji literackiej? Ależ oczywiście. Pierwszym z nich jest wspomniany już wcześniej styl i język, jakim posługuje się autor. Pisze krótko, zwięźle, a co ważne, na temat i bez zbędnych dygresji. Wszystko zostało przedstawione bardzo obrazowo i dokładnie. Każde słowo jest tam, gdzie być powinno. Kolejny mocny punkt, to świetne kolorowe zdjęcia, choć podpis pod nimi mógłby być nieco inny. Zabieg, który zastosował  Kraśko, czyli umieszczenie pod fotką fragmentu wcześniej czytanego tekstu, jest mało oryginalne i działa raczej na jego niekorzyść. „Francja świat według reportera”, to książka, którą czyta się w ekspresowym tempie. Rozdziały są krótkie, ale treściwe i całkiem dobrze napisane. Gdyby tylko dziennikarz zachował odpowiednie proporcje i opowiedział jeszcze o kilku innych rzeczach, byłabym w pełni usatysfakcjonowana. Wyszedłby z tego super reportaż, a tak  jest to cieniutka publikacja ze sporą liczbą anegdot i ciekawostek, ale nic poza tym. Taki wstęp, przystawka do prawdziwej relacji o Francji. Dla jednych będzie to „odgrzewany kotlet”  udekorowany dobrymi zdjęciami, czyli informacje, które już gdzieś słyszeli, a inni po lekturze będą  naprawdę zadowoleni. A jak jest ze mną? Plasuje się gdzieś pośrodku. Czytało się szybko i przyjemnie,  czegoś się jednak dowiedziałam, ale czuję niedosyt. Liczyłam na więcej. 

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję  Wydawnictwu G+J. 

  •  52 książki 2013 
  •  Czytamy serie wydawnicze. 


 







środa, 21 sierpnia 2013

127. Cassie Harte Pokochaj mnie mamo.




  • Tytuł oryginalny: I did tell, I did
  • Tłumaczenie: Aleksandra Kamińska
  • Wydawnictwo: Hachette
  • Rok wydania: 2012
  • Oprawa: miękka 
  • Ilość stron: 308
  • Gatunek: autobiografia
 „Jednak to nie ból fizyczny był dla mnie najgorszy, ale zbolała dusza.” 
   Niechciana, niekochana i wykorzystywana przez matkę do granic możliwości. Tak właśnie wyglądało dzieciństwo Cassie. Dziewczynka nie miała pojęcia, co to matczyna miłość
i codzienna opieka. Wmawiano  jej, że jest pomyłką, dzieckiem, które nie powinno było pojawić się na świecie. Jedyną osobą, z którą czuła się bezpiecznie, była szkolna koleżanka, Clarie. Razem spędzały wolny czas bawiąc się, rozmawiając i żartując. Tylko wtedy, przez te kilka chwil, które nazywała ulotnymi, mogła być sobą i czuć się szczęśliwa. Nigdy nie traktowano jej tak samo jak rodzeństwo, bita i wykorzystywana seksualnie nie potrafiła się przeciwstawić. Kazano jej milczeć, tłumaczono, że i tak nic nie uwierzy w słowa siedmiolatki. Więc przez kilkanaście lat nie odezwała się na ten temat ani słowem. Mijały kolejne godziny, dni, miesiące, ona dorastała i wiedziała coraz więcej. Jednak nie przestawała wierzyć, że matka w końcu przejrzy na oczy i zacznie traktować ją z należytym szacunkiem. Będąc dzieckiem, wręcz żebrała o jej miłość, prosiła o choć cień zainteresowania swoją osobą. Wszystko na nic. Harte opowiada swoją historię nie po to, aby wzbudzić litość czytelnika, zaszokować go czy przestraszyć. Powieść dedykuje wszystkim osobom, które podobnie jak ona, były zgwałcone i wykorzystywane. Opisuje swoje życie od momentu, który mogło zapamiętać maleńkie, bezbronne dziecko. Pisze i niczego nie ukrywa, pragnie być szczera, czasem nawet do bólu. Jej opowieść, to nie tylko zapis traumatycznych przeżyć
z dzieciństwa,  lecz także obraz życia po wydarzeniach, jakie wolałaby wymazać z pamięci. Pierwsza młodzieńcza miłość, która nie miała racji bytu, małżeństwo rozpadające się niczym domek z kart, dzieci, którym za wszelką cenę chciała dać to, czego sama nie miała. Jeśli do tego dodamy  uzależnienie od środków uspokajających, załamanie nerwowe i błąd, którego   choć mogła, nie zdołała naprawić, widzimy jak trudne i zagmatwane było życie autorki. 
  „Czasami płacz bardzo pomaga"
 „Pokochaj mnie mamo”, kolejna i chyba najbardziej szokująca historia z serii książek „Pisane przez życie”, którą do tej pory przeczytałam. Przewracając kolejne kartki, miałam ochotę krzyczeć ze złości, przecierać oczy ze zdziwienia. Momentami nie potrafiłam zrozumieć zachowania kobiety, która powinna otoczyć swoje dziecko opieką i ofiarować mu to co najcenniejsze. Niektóre jej słowa, reakcje, gesty czy rozkazy były, są i będą dla mnie niezrozumiałe czy wręcz nieludzkie. Płacz i łzy, dobra matka traktuje jako pewnego rodzaju znak, iż dzieje się coś niedobrego. Ta kobieta nie zachowywała się jak rodzicielka. Karciła, obrażała, za wszystko winiła Cassie. Najgorsze w całej tej historii jest to, że mała nie przestawała wierzyć w cudną metamorfozę  mamusi, w to, że kiedyś ją przytuli i powie „kocham cię”. Przez tę wiarę, niejako potęgowała wściekłość matki i nieświadomie narażała się na jeszcze większe cierpienie i bolesną samotność. Ta autobiografia, to tytuł który trzeba czytać powoli, bo jeśli zrobisz inaczej, i będziesz chciał/a pochłonąć tę książkę w ciągu kilku dni, może ona wycieńczyć cię emocjonalnie. Opisy molestowania, zmagania się z tym, co było lub co jest teraz, wewnętrzne monologi, to tylko niektóre pełne skrajnych emocji fragmenty. Tak okrutną i brutalną historię mogło napisać tylko życie. Czytając, nie stawiałam sobie pytań jak to możliwe, nie próbowałam domyślić się dlaczego, bo to i tak nic nie da. Tego nie można racjonalnie wytłumaczyć ani zrozumieć. Jedyne, co czytelniczy i czytelniczki mogą zrobić, to wysłuchać tej opowieści i zaakceptować to, że pisarka czuła potrzebę  pozostania szczerą od początku, do samego końca. 
 Książka, którą dzisiaj dla Was recenzuję, jest z pewnością warta przeczytania. Myślę, że   takie pozycje, pomimo ogromnego ładunku emocjonalnego i dużej ilości nieco drastycznych scen,  powinno się od czasu do czasu przeczytać. Literatura ma za zadanie nie tylko uczyć
i dostarczać rozrywki, ale też pokazywać tę trochę inną, ciemniejszą stronę życia.  Autobiograficzna powieść Cassie Harte,  jest niczym pamiętnik, ale taki pisany emocjami. Historia życia kobiety, która zanim odnalazła wewnętrzny spokój i poczuła się naprawdę wolna, przeszła długą drogę. Kilkakrotnie czuła się szczęśliwa, rozpaczała, upadała
i znajdowała w sobie siłę, aby powstać z kolan. Choć sama nie zaznała zbyt wiele miłości, potrafiła dać ją innym. Popełniła błędy, ale wiedziała, że nie może cofnąć czasu i podjąć decyzji jeszcze raz. Pomimo, iż los nie był dla niej łaskawy, ona jednak potrafiła ponownie uwierzyć w szczęście. Trudna, pełna cierpienia, bólu i samotności książka, o której nie da się  tak po prostu zapomnieć. Do lektury tej powieści zachęcam wszystkich, a zwłaszcza miłośników prawdziwych i chwytających  za serce historii. Będziecie zszokowani, zawiedzeni, wściekli a niekiedy też wzruszeni. Pełen wachlarz skrajnie różnych emocji, jest więcej niż pewny. 
 Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Hachette. 


  • 52 książki 2013. 




  • Czytamy serie wydawnicze. 



piątek, 16 sierpnia 2013

126. Richard Paul Evans Kolory tamtego lata.


  • Tytuł oryginalny: The Last Promise
  • Tłumaczenie:Hanna de Broekere
  • Wydawnictwo:Znak
  • Rok wydania: 2012
  • Oprawa : miękka 
  • Ilość stron: 349 
  • Gatunek: powieść obyczajowa 


„Każdy zasługuje na miłość. Jednak przekonałem się, że ci, którzy potrzebują jej najbardziej, zwykle czują się jej najmniej warci."

Książek o takim uczuciu jak miłość powstało już wiele. Jednak ta jest szczególna. Historia, która została w niej opowiedziana wydarzyła się naprawdę. Evans opisał to, co usłyszał od młodej amerykanki podczas pobytu we Włoszech. Elliana, bo o niej mowa, od sześciu lat mieszka w Italii wraz ze swoim chorym na astmę synkiem. Jej mąż Maurizio, pochłonięty pracą większość czasu spędza poza domem, zaniedbując przy tym swoich najbliższych. Alessio prawie nie widuje ojca i bardzo za nim tęskni. Zatroskana żona wychowuje dziecko
w samotności, a gdy ma chwilę czasu maluje obrazy. Jej jedynymi przyjaciółkami są szwagierka Anna oraz Manuela. To one opiekują się chłopcem, gdy  kobieta musi wybrać się na zakupy lub załatwić jakieś inne ważne sprawy. Pewnego dnia do willi, w której mieszka wprowadza się nowy lokator, Ross Story. Jedyne, co o nim wiadomo to to, że podobnie jak nasza  bohaterka pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i chce podjąć pracę jako przewodnik wycieczek w pobliskim muzeum. Kobieta nie chciała go bliżej poznać, ponieważ choć jej mąż prawie zawsze jest w rozjazdach, to jednak kilka lat temu przysięgali sobie miłość, wierność
i uczciwość małżeńską. Los jednak chciał inaczej. Dziewczyna znalazła się w sytuacji kryzysowej i musiała poprosić sąsiada o pomoc. Od tamtej pory para dużo ze sobą rozmawiała, spędzała wspólnie czas a przy okazji trochę więcej się o sobie dowiedziała. Początkowo żadne z nich nie chciało otwarcie mówić o tym, co czuje i czego się boi. Jednak oboje doskonale wiedzą, że kiedyś trzeba będzie spojrzeć prawdzie w oczy, zagrać w otwarte karty i zdecydować co zrobić. Podjąć ryzyko i być szczęśliwym czy zrezygnować z miłości dla dobra tego, kogo matka zawsze kocha najbardziej na świecie? Jakiego wyboru dokona młoda kobieta? Kto lub co jej w tym pomoże bądź przeszkodzi? Dlaczego tak niewiele wie o przeszłości niedawno spotkanego mężczyzny? O tym już w  powieści. 
„To, że czegoś nie planowałaś, nie znaczy, że to była pomyłka. Są rzeczy, które nas spotykają dlatego, że powinny."
„Kolory tamtego lata” to utwór, który po raz pierwszy został wydany pod tytułem „Ostatnia obietnica”. Mam wrażenie, że był on bardziej adekwatny do treści i przesłania książki. Przyrzeczenia, które składają sobie bohaterowie mają ogromny wpływ na ich dalsze postępowanie. Słowo „obietnica” można potraktować, jako klucz interpretacyjny całego dzieła. Skoro wspomniałam o głównych postaciach tej pozycji literackiej, to muszę też przyznać, że zostali oni bardzo ładnie wykreowani. Każde z nich ma tak samo trudną
i bolesną przeszłość, własne tajemnice, wady i słabości, których ze strachu przed porażką, nie chce wyjawić. Łączy ich również to, że wiedzą czym jest samotność i cierpienie. Dlatego teraz ciężko im uwierzyć w to, iż jeszcze nie wszystko stracone. Uczucie, jakie ich połączyło jest silne i prawdziwe, ale czy zakochani będą są w stanie podołać wyzwaniu, jakie stawia przed nimi rzeczywistość? Kolejny atut powieści, to sposób konstruowania fabuły. Autor nie ma zamiaru oszukiwać czytelnika, ani wodzić go za nos. Prowadzi akcję tak, aby z każdą kolejną stroną podsycać jego ciekawość. Opisy i dialogi zostały stworzone po mistrzowsku. Niczego nie ma w nich za dużo, ani za mało. Widać tam skrajne emocje, jakie targają bohaterami, słychać ich obawy i wątpliwości. Na plus można zapisać również to, że  wszystkie rozdziały rozpoczynają się jakimś włoskim przysłowiem, które idealnie współgra
z tym, co za chwilę zostanie przedstawione na kolejnych stronach powieści. Autor niczego nie koloryzuje, nic od siebie nie dodaje. Opowiada historię, którą sam miał okazję poznać. Po raz kolejny staje na wysokości zadania i pokazuje swoją pisarską klasę. Postawił na przeciw siebie dwoje z pozoru kompletnie innych ludzi, dwoje życiowych rozbitków, którzy zgubili się w życiowym labiryncie pełnym trudnych do pokonania przeszkód. Dał swoim czytelnikom możliwość obserwowania ich poczynań. Czytając, bacznie przyglądamy się temu co robią i jak się czują nasi bohaterowie. Przemierzając kolejne kilometry tej literackiej podróży poznałam coraz to nowe fakty z życia, bądź skrywane gdzieś głęboko w sercu sekrety postaci, które  już na początku zdobyły moją sympatię. A jakie emocje towarzyszyły mi tuż po zakończeniu lektury? Ciężko jest je opisać. Gdy przewróciłam ostatnią stronę, wiedziałam jedno. Takie historie, to w dzisiejszych czasach rzadkość, ale jednak się zdarzają. Byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści. Amerykański pisarz sprawił, że  miałam okazję choć na chwilę przenieść się do kraju, który bardzo chciałabym kiedyś  odwiedzić. Włoskie realia, jako sceneria wszystkich wydarzeń, dodają tej powieści magii
i blasku. Evans, podobnie jak Nicholas Sparks, potrafi niejako naszkicować przed czytelnikiem portrety swoich bohaterów. Za pomocą pióra maluje ich pasje, marzenia, bolesne rozczarowania i nieustanne rozterki. Rysuje także różne etapy i odcienie miłości. Pokazuje, jak wielką moc ma w sobie to uczucie. Udowadnia, że choć czasem wymaga ono poświęceń i odwagi obu stron, to w końcu, jeśli jest na tyle silne będzie w stanie pokonać wszystkich nawet najgroźniejszych rywali. 
„In premio d'amor, amor se rende - Miłość jest nagrodą za miłość”  
Przy ostatecznej ocenie tej powieści nie jestem do końca obiektywna, bo może ma ona jakieś drobne wady, ale jeśli tak, to ja ich nie zauważyłam. Jestem nią oczarowania i wiem, że ta historia szybko nie da mi o sobie zapomnieć. Polecam ją z całego serca. Została ona napisana plastycznym, pełnym rozmaitych emocji językiem. Richard Paul Evans nie stosuje wyszukanych metafor ani skomplikowanych porównań. W sposób niezwykle prosty, ale
i obrazowy ukazuje włoskie zwyczaje oraz całą, trochę bajkową atmosferę tego miejsca.  
Książka, którą dzisiaj recenzuję to niesamowita, a co ważne, prawdziwa i pełna emocji opowieść, którą napisało życie. To pewnego rodzaju świadectwo tego, że choć jesteśmy różni, to i tak wszyscy poszukujemy w życiu jednej i tej samej rzeczy. Pragniemy być szczęśliwi.
 Źródło cytatów :
2. Tamże.
3. Tamże.
Książka zaliczana do wyzwań: 
  • 52 książki 2013. 


 

  • Czytamy powieści obyczajowe. 


czwartek, 15 sierpnia 2013

Zadaj pytanie Magdalenie Witkiewicz.

Witajcie znów macie szansę dowiedzieć się czegoś ciekawego o polskiej pisarce. Tym razem z Waszymi pytaniami będzie zmagać się Pani Magdalena Witkiewicz.   Zostawiajcie je w komentarzu pod tym postem do 25 sierpnia do północy.  Osoba , która postara się najbardziej i zdaniem autorki zada najciekawsze pytanie  otrzyma nagrodę książkową.  Najnowszą powieść autorki " Szkoła żon".  Skoro mowa o powieściach przedstawiam Wam  dorobek literacki autorki. Być może te informacje pomogą Wam przy zadawaniu pytań:
Tak więc do tej pory autorka napisała następujące książki.
  • Milaczek
  • Panny roztropne
  • Opowieść niewiernej
  • Lilka i spółka
  • Ballada o ciotce Matyldzie 
  • Szkoła żon.
 Współtworzyła dwa zbiory opowiadań. 
  • " O choinka !czyli jak przetrwać święta" 
  • 31.10 Wioska przeklętych Halloween po polsku II. 
Aktualnie pracuje nad  czterema  utworami. 
  • Augustyn Poniatowski. 
  • Zamek z piasku. 
  • Czereśnie zawsze muszą być dwie
  • Zimowa  Lilka ( książka dla dzieci). 
Poza pisaniem prowadzi firmę  marketingową " Efekt motyla"  . Jest szczęśliwą żoną , matką  Liliany i Mateusza. Dlatego pisze również wiersze i powieści dla najmłodszych . Chętnie bierze udział w spotkaniach autorskich.
Dobrze tyle  jeśli chodzi o mój mały wstęp. Teraz już czekam  na Wasze pytania .

wtorek, 13 sierpnia 2013

Wywiad z Katarzyną Zyskowską Ignaciak.



  Kobieta , która pełni kilka życiowych  ról jednocześnie. Jest matką, żoną i pisarką w jednym.   Do tej pory  spod jej pióra wyszło pięć książek .Wszystkie zyskały uznanie czytelniczek i czytelników. Chociaż usłyszała już wiele dobrego o swojej twórczości   nie zamierza spocząć na laurach. Z wykształcenia jest dziennikarką. Ma za sobą także studia na wydziale marketingu, ale jak sama przyznaje  zdobyte dyplomy nigdy do niczego  jej się   nie  przydały. Chociaż woli  małe  odludne miejsca mieszka w Warszawie.  Poza  czytaniem i pisaniem  uwielbia podróże i skandynawskie kino. Niech te kilka słów będzie wstępem do wywiadu z Katarzyną Zyskowską - Ignaciak , który stworzyłam razem z Wami, czytelnikami  mojego bloga. 


Crysia .
1. Czy od zawsze wiedziała pani, że chce być pisarką?
 
Od dziecka skrycie marzyłam by nią zostać, ale długo brakowało mi motywacji i samozaparcia. Do napisania pierwszej pełnowymiarowej powieści musiałam po prostu dojrzeć.

2. Woli pani zakończenia w stylu "żyli długo i szczęśliwie" czy wręcz odwrotnie?
 
Lubię zakończenia zaskakujące i niejednoznaczne, bliskie prawdziwemu życiu, a co za tym idzie nie zawsze szczęśliwe. Poza tym gustuję w zakończeniach otwartych, bo pozostawiają w nas po lekturze więcej pytań i refleksji.
3. Jakie wartości są dla Pani w życiu najważniejsze?
 
Miłość, uczciwość, tolerancja, empatia, szacunek.

4. Jak z własnej perspektywy ocenia pani rynek wydawniczy w Polsce?
 
Jeśli chodzi o podaż tytułów jest całkiem nieźle, choć zmieniłabym proporcje zagranicznych propozycji w stosunku do książek rodzimych autorów – tych ostatnich jest stanowczo za mało. Brakuje mi ciekawych polskich debiutów. Wiem, że nie wynika to z niedostatecznych zdolności młodych polskich pisarzy, ale z zachowawczego podejścia wydawców, którzy wolą inwestować w zagraniczne „pewniaki”.
Chciałabym także, żeby książki były tańsze, ale to – wbrew pozorom – wcale nie zależy od wydawców i autorów. Na naszym rynku na każdym pojedynczym egzemplarzu książki najwięcej zarabia dystrybutor i sieć księgarska. To chore. 


5. Czy upalne lato, to pani ulubiona pora roku?
 
Chyba wolę wiosnę, bo nierozerwalnie wiąże się z poczuciem, że jeszcze wszystko, co najlepsze przed nami. Uwielbiam też pierwsze momenty, kiedy spod szarości brudnego śniegu wyłania się soczysta zieleń – bardzo pozytywnie mnie to nastraja.






Jędrzej J:
1. Co jest Pani największą wadą, a co zaletą?
 
Moje główne wady to: lenistwo i wybuchowość. A zalety…? Może konsekwencja i nonkonformizm.
 
2. Jest Pani typem samotnika czy człowieka otwartego na znajomości?
 
Posiadam, jak to sama nazywam, osobowość ekstrawertyczno-introwertyczną. Jestem otwarta na znajomości, ale chyba niewielu osobom daję dostęp do najgłębszych zakamarków mojego „ja”. Jestem towarzyska, może nawet czasami za bardzo, ale z drugiej strony potrzebuję dużo czasu, by wejść w prawdziwie bliską relację z drugim człowiekiem.



Varia Czyta.
1. Co sprawia Pani więcej radości: dążenie do realizacji swoich marzeń czy ich faktyczne spełnianie się?
 
Chyba jednak wolę, gdy marzenie się już spełni, bo wtedy mogę poszukać kolejnego. Można to porównać z chodzeniem po górach. Uwielbiam stać na szczycie z poczuciem, że coś w sobie przełamałam, coś osiągnęłam. Ale z góry lepiej widać kolejne, jeszcze wyższe wzniesienia, które chciałabym pokonać. Więc może poniekąd dążenie też sprawia mi radość?


Anonimowy:
1. Skąd bierze Pani pomysły na swoje książki?
 
Pomysły zazwyczaj przychodzą nagle, pod wpływem impulsu. Zasłyszanego gdzieś zdania, zobaczonego obrazu, lub spotkania ciekawej osoby.


2. Jak wygląda u Pani proces twórczy?
 
Najpierw jest wspomniany pomysł, zarys fabuły z jakąś myślą przewodnią, z wyraźnym początkiem, mglistym rozwinięciem i mocno nakreślonym zakończeniem. Rozpisuję wtedy sceny, obmyślam najistotniejsze wątki, które mają doprowadzić do zamierzonego finału. Zbieram materiały, czytam odpowiednie publikacje – nie znam się przecież na wszystkim, a chcę uwiarygodnić moją opowieść. Dopiero kiedy „zamknę” gotową historię w swojej głowie siadam do pisania i wówczas pozwalam sobie na twórczą pracę, na czasami mniej, czasami bardziej kontrolowaną improwizację.
 
3. Czy uważa Pani, że autor powinien lubić swoich bohaterów?
 
To bardzo ciekawe pytanie. Kiedyś dyskutowałam na ten temat z koleżanką „po piórze”, która stanowczo uważała, że tak. Ja natomiast twierdzę, że sympatia do bohatera wcale nie jest czynnikiem najważniejszym dla autora i ostatecznie dla odbioru dzieła. Uważam wręcz, że postaci niejednoznaczne, posiadające zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne, okazują się najbardziej interesujące, bo najbliższe są prawdzie. Nie istnieją przecież ludzie idealni. To ci bohaterowie, którzy niosą w sobie jakiś negatywny ładunek charakterologiczny, którzy w jakiś sposób drażnią, wywołują w czytelniku największe emocje.
Nie wiem czy Nabokov lubił swojego Lamberta Lamberta, albo Szczepan Twardoch Konstantego Wilemanna, a jednak od lektury książek opisujących losy tych bohaterów trudno się oderwać. Ja nie przepadam za moją Marianną, a jednak czytelniczkom to losy tej postaci się spodobały.

4. O czym będą Pani najnowsze powieści "Nie lubię kotów" i "Wieczna wiosna".
 
‘Koty” to dziejąca się współcześnie opowieść o losach kilkorga trzydziestoparolatków. Poruszam w niej problemy, jakie dotykają moich rówieśników, trochę zepsutych dobrobytem i spokojem, jakiego w Polsce nie zaznało pokolenie naszych rodziców czy dziadków. To dosyć refleksyjna i chyba niezbyt optymistycznie nastrajająca książka.
Z kolei „Wieczna wiosna” to historia dosyć nietypowej miłości – miłości, która nie powinna się zdarzyć, bo ani wiek bohaterów, ani czas, w jakim im się to uczucie przytrafia, nie są sprzyjające. 




Anonimowy :
 
1. Gdyby miało dojść do ekranizacji Pani powieści, to jakie aktorki widziała by Pani w roli Iny, Frani, Zuzanny , Marianny, Kaliny?
Ina – Agnieszka Grochowska, Frania – Anna Cieślak, Zuzanna – Karolina Gruszka, Marianna… Z Marianną miałabym chyba największy problem, bo to bardzo młoda dziewczyna, a nie znam polskiej aktorki o wyglądzie nastolatki, która by się nadawała. Może Anna Karmarczyk…? Fantastycznie zagrała w Galeriankach. A w roli Kaliny widziałbym Romę Gąsiorowską. 


Anonimowy: 

1. Czy Pani od początku wiedziała jak potoczą się losy Marianny i Kaliny? Czy ( tak jak niektórzy pisarze o sobie mówią ) jest Pani kronikarzem, który idzie za głównym bohaterem i nigdy nie wie jak dalej ten bohater postąpi?
 
Jak już wspominałam w przypadku jednego z poprzednich pytań, zanim usiądę do pisania cały zarys fabuły mam w głowie. Kiedy postanowiłam napisać Mariannę znałam już zakończenie serii, dlatego też od dawna wiem, jak potoczą się losy Gabrysi, czyli ostatniej z bohaterek „Upalnego lata”.
Według mnie tworzenie pod wpływem impulsu szkodzi ostatecznemu odbiorowi książki. W pisaniu poszczególnych scen – owszem. Spontaniczne płynięcie przez tekst może dać ciekawy efekt, ale by powieść niosła jakąś treść autor musi wiedzieć już na początku, co chce czytelnikowi przekazać.


Anne 18 czyli ja :
 
 Kto jest dla Pani literackim autorytetem ?
Jest wielu takich autorów. Naprawdę wielu. Z pisarzy polskich bardzo cenię na przykład Manuelę Gretkowską, Joannę Bator, Michała Witkowskiego, Huberta Klimko-Dobrzanieckiego czy Mariusza Szczygła. Ostatnio urzekł mnie wspominany wcześniej Szczepan Twardoch i bardzo dojrzały debiut Zośki Papużanki. Wśród autorów zagranicznych, jak chyba większość z nas, niezmiennie zachwycam się południowoamerykańskimi noblistami: Llosą i Marquezem.  Zazdroszczę warsztatu Nabokovowi i cudownie snującemu opowieści Zafonowi. Często wracam do klasyki, takiej jak Jane Austen i siostry Bronte.
 Przygotowując się do wywiadu wyczytałam , że lubi Pani oglądać skandynawskie filmy. Skąd zainteresowanie tego typu kinem?
 
Lubię prostotę formy przekazu, jaką stosują w swoich obrazach Skandynawowie, bo nawet o najtrudniejszych sprawach potrafią mówić bez patosu i efekciarstwa. Uwielbiam na przykład sposób realizacji filmów według Dogmy 95. Są to obrazy bardzo surowe, w których treść góruje nad formą. Po takich filmach zostaje w głowie cała masa refleksji, a ja lubię kino, które skłania do myślenia. I może stąd ta moja słabość do filmów z chłodnej i mrocznej Północy.

 Jakie miejsce na świecie chciałaby Pani odwiedzić w najbliższej przyszłości?
 
Mont Blanc i Kilimandżaro.


Gdzie szuka Pani inspiracji do pisania ?
 
Pomysły, jak wspominałam, przychodzą do mnie same, ale jeśli „zacinam” się w trakcie samego pisania, wtedy włączam odpowiednią muzykę – to bardzo pomaga, albo wyjeżdżam na kilka dni w góry i tam, w ciszy zbieram myśli.

 Z którą z wykreowanych przez siebie bohaterek utożsamiania się Pani najbardziej i dlaczego ?
 
Wydaje mi się, że nie jestem podobna do żadnej z moich bohaterek, ale w każdej z nich na pewno można odnaleźć małą cząstkę mojej osobowości, część mnie. Mnie takiej, jaka jestem teraz, lub takiej, jaką kiedyś byłam. 
Czy ma Pani w planach wydanie innego typu dzieła niż te dotychczasowe np zbiór opowiadań lub tomik poezji ? 
Szczerze mówiąc nigdy o tym nie myślałam. Sama najchętniej czytam prozę i może dlatego taka forma jest mi najbliższa. Nie potrafię pisać wierszy, a opowiadania… Nie wiem, czy umiałabym zamknąć całą historię na paru stronach.

Co jest dla Pani największym literackim wyzwaniem?
 
To zapewne banalne, ale największym wyzwaniem jest za każdym razem ukończenie kolejnej książki. Muszę bezustannie walczyć z moim wewnętrznym leniem. 

Teraz pytanie nawiązujące do tytułów Pani książek. Czy Katarzyna Zyskowska Ignaciak myśli jeszcze czasem o niebieskich migdałach, czy ma sen, z którego nigdy nie chciałaby się przebudzić?
 
Uwielbiam myśleć o niebieskich migdałach. I lubię zamieniać moje „migdały” w rzeczywistość. Mam to szczęście, że robię to, co kocham, ale cały czas żyję w poczuciu własnej niedoskonałości, więc moje niebieskie migdały to pisanie coraz lepszych, coraz ciekawszych książek.
A co do snów… rzadko je miewam, a nawet kiedy przytrafi mi się wyjątkowo przyjemny, to z radością się z niego budzę. Mam dobre życie.


Upalne lato od początku miało być serią a może ten pomysł przyszedł w trakcie pisania ?
 
Na początku chciałam „upchnąć” historię tych trzech kobiet w jednym tomie, ale w trakcie rozrastania się tekstu zrozumiałam, że było by to strasznie opasłe tomisko. Podzieliłam więc powieść na trzy części, każdej z bohaterek poświęcając osobną z nich.





Jak rodzi się pomysł na imiona dla bohaterek Pani powieści?
Postaci pierwszoplanowe przynoszą sobie imiona wraz z nazwiskami niejako same – naprawdę nie potrafię wytłumaczyć, skąd się biorą w mojej głowie. Ale dla bohaterów drugoplanowych czasami muszę ich szukać. 




Widziałam w sieci już kilka zwiastunów reklamujących Pani dzieła. Kto zaproponował ich tworzenie Pani czy może wydawca ?
 
Zarówno pomysł, jak i wykonanie tych zwiastunów, to wyłącznie moja inicjatywa. 
Największa zmora każdego pisarza to ...
Jednostajnie migający kursor na białym arkuszu w programie Word
 

Była Pani jednym z gości podczas krakowskich Targów Książki i jak wrażenia?
 
Na targach panuje wspaniała atmosfera. Widząc tłumy wśród stoisk trudno uwierzyć, że Polacy nie czytają.
Bardzo lubię też rozmawiać z czytelnikami, choć przyznam szczerze, że zawsze mam tremę i bardzo mnie krępują komplementy pod moim adresem.
 Katarzyna Zyskowska-  Ignaciak i kilka słów dla bloggerów piszących recenzje?
 
Czytajcie polskich autorów i nie bójcie się ich krytykować. Konstruktywna krytyka jest dla pisarza bardzo ważna i motywująca. 

Ostatnie pytanie  jest powiązane z poprzednim. Jak wygląda książkowa blogosfera z perspektywy pisarza (jej atuty i mankamenty)? 
 
Prywatnie bardzo lubię blogi książkowe i często do nich zaglądam, kiedy zdecyduję się na zakup nowego tytułu. Jedyne, na co zwróciłabym uwagę, to na dbałość językową bloggerów. Nic tak nie zniechęca do lektury wpisu – szczególnie, że traktuje on o literaturze – jak błędy. Ale tak, czy inaczej bardzo doceniam pracę internetowych recenzentów, szczególnie za to, że popularyzują czytanie

 Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Ja również bardzo dziękuję.

 A najfajniejsze pytanie według mnie zadała Pani,  Aniu, Cyrysia i osoba anonimowa, która pytała, czy autor musi lubić swoich bohaterów. :)
Uściski,
Kasia

Wytypowane osoby proszę o wiadomość e- mail z danymi do wysyłki. Przekażę je autorce, która wyśle do Was nagrodę którąś z  trzech książek  " Przebudzenie" , " Niebieskie migdały" oraz "Ucieczka z nad rozlewiska" z dedykacją.  Na e- maile czekam pod adresem ania.glod@amorki.pl. W temacie wpiszcie wywiad